piątek, 31 października 2014
M: 1983. Docent Zbigniew Religa, czterdziestopięcioletni kardiolog pracujący w warszawskiej klinice, otrzymuje propozycję przejęcia kliniki w Zabrzu. Lekarz z niego nie byle jaki – ma za sobą staż w Stanach Zjednoczonych. Religa zgadza się i przyjeżdża na Śląsk. Zastaje budynek, który w niczym nie przypomina szpitala. Kolega, który namówił go na przejęcie kliniki, bezradnie rozkłada ręce na pytanie o pieniądze. Zaczyna się walka.
A: O filmie „Bogowie” słychać ostatnio wszędzie. Nie widziałam go jeszcze, ale zapowiada się ciekawie. Poza Miastem 44 i Powstaniem Warszawskim chyba dawno nie było o polskich produkcjach aż tak głośno.
M: Stając przed etyczną komisją szpitalną, Religa słyszy zarzut, że nie jest Bogiem, który może decydować o ludzkim życiu. To odpowiedź na proponowane przez niego rozwiązanie, które ratuje życie chorych pacjentów w innych krajach. Mowa o przeszczepie serca. Religa, przekonany o słuszności swojego pomysłu, zakasa rękawy i wraz z innymi lekarzami oraz personelem szpitala, najpierw remontuje budynek, a potem walczy o pieniądze, mimo, że kosztuje go to układ z komunistami i gangsterami.
A: Ważny cel sobie postawił to i motywację miał sporą. No cóż, chyba dobrze się stało, bo dzięki niej zdołał uratować mnóstwo ludzi.
M: Religa ma serce na dłoni i wiele serc na dłoni podczas przeszczepów. Pali, pije litry kawy i wódki. Klnie jak szewc albo, jak kto woli, soczyście przeklina. Nie robi tego tak o. To myśl udanego przeszczepu serca nie daje mu spokoju. Chce uratować czyjeś życie, zastępy ludzkich żyć. Kosztem rodziny, kosztem zdrowia, na przekór lekarzom profesorom.
A: Z plakatów i trailera kojarzę właśnie Kota zgarbionego i z papierosem – aż czuć ten dym i duszną atmosferę. Koszty wyglądają na duże, ale i zadanie stało przed Religą wielkie.
M: Co robi widz przez większość filmu? Śmieje się. Naprawdę. Dialogi skonstruowane są genialnie. Żeby nie być gołosłowną, przykład. Na pytanie „kim pan jest” zadane przez sanitariusza karetki, podjeżdżającej pod szpital z umierającym pacjentem, a poprzedzone decyzją Religi „skalpel, otwieramy go”, Religa odpowiada „a, przechodziłem tędy”. Strasznie to fajne, że życie kardiologa pokazane jest z perspektywy jednej sprawy, której bez reszty się poświęca. I choć jest to sprawa nieosiągalna dla zwykłego widza, przez pokazanie jej od kuchni, zaczyna stawać się sprawą wszystkich.
A: Widziałam tę scenę na trailerze, rzeczywiście zabawna. To dobrze, że można się poczuć bliższym tej sprawie, bo sporo polskich filmów traci autentyczność właśnie przez zbytnie rozdmuchanie.
M: Czy film wzrusza? Nie. Czy jest krew? Trochę. Czy poszłabym jeszcze? Tak. Czy polubiłam Religę? Tak. A Tomasza Kota? Też. Czy coś mi się nie podobało? Nie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz