czwartek, 27 listopada 2014
M: Nieduży pokój. Drewniany stolik. Na nim telefon i jakieś papiery. Obracane krzesło, lampka nocna, komputer, kalendarz na ścianie, obraz. Okno. Bez firanki, ale z kraciastymi zasłonami. Kanapa. Na niej mężczyzna, z lekko podkurczonymi nogami, w butach, na lewym boku, odwrócony. Śpi. Szare ściany, szara podłoga. Wypłowiała zielona kanapa. Wypłowiały brązowy stolik. Trochę światła wpada przez okno.
A: Ok, wyobraźnia uruchomiona.
M: Szare, ponure szwedzkie miasto. Kilkanaście osób w kilkudziesięciu scenach, pozornie ze sobą niepowiązanych. Złodziej, fryzjer, sprzedawca tkanin, orkiestra dęta, samotna dziewczyna, kierowca osobówki, psychiatra, nauczycielka, odrzucony kochanek, spłukany muzyk, pijaczka, pasażer na dworcu, przedsiębiorca, śpiewaczka, kobieta na klęczkach i inni. Cicho tam, jak makiem zasiał. Tam, w szarym, ponurym szwedzkim mieście, miejscu akcji „Du levande” („Do ciebie, człowieku”), filmu, który jest komedią, dramatem, komediodramatem albo farsą, jak mówi reżyser, o współczesnej kondycji ludzkiej. W zasadzie żadna to akcja, bo akcja to coś dynamicznego, żywego, w ruchu. A tu? Tu wszystko się ślimaczy, toczy zaledwie, opornie posuwa do przodu. Czasem w rytm trąbki, bębna i (chyba) suzafonu. Żadnych gwałtownych ruchów. Wszystko jest statyczne. Wegetacja. Mechaniczne uderzanie w bęben. Dmuchanie w trąbkę od niechcenia. Seks bez krzty namiętności. Marionetki w teatrze.
A: Intrygującą atmosferę zarysowałaś. Chyba chcę to obejrzeć.
M: Marne to przedstawienie. Leje jak z cebra, ucieka winda, ludzie wpychają się w kolejkę. Można by wyjść z kamerą na miasto i zobaczyć dokładnie to samo. A jednak, szwedzkie kino to obce kino. I chłodne. Scenka za scenką, scenka za scenką i kolejne, kolejne. Nagromadzenie scenek, mniej lub bardziej rozwiniętych. Nieuporządkowanie. Jak w brudnopisie. Trochę tego, trochę tamtego. Coś zaczęte a niedokończone. Coś zamazane a coś powtórzone. Strona za stroną, scenka za scenką. Powoli. Mozolnie. Dziwnie. Kamera stoi z boku. Przygląda się. Zazwyczaj z dalekiej odległości. Widać całe postacie, całe pomieszczenia, całe budynki. Obraz społeczeństwa nie przedstawia się dobrze. Poza tym, że jest szaro, jest też smutno. Cholernie smutno. Jakieś rozwiązanie, zwrot „akcji”, deus ex machina? W końcu to teatr życia. Obok smutku, śmiech. Komiczny, z zabawnych sytuacji, gorzki, ze smutnych prawd, czarny humor też. Psychodela. Mocniejsza niż piosenki Sigur Rós.
A: Takie to listopadowe…
M: Szpital. Szary, jak wszystko. Kolejka do lekarza. Psychiatra wchodzi do gabinetu, ubiera fartuch i mówi: "Tracę cenne godziny, żeby złych ludzi uczynić szczęśliwymi. To nie ma sensu. To niemożliwe. Przestałem to robić. Teraz już tylko przepisuję pigułki, jak najsilniejsze. I tyle". Eureka, kwintesencja, geniusz. Bo jak, jak można chcieć być szczęśliwym, skoro jest się samolubem? To nie świat jest do bani.
A: Mocne. Już nie „chyba”, a na pewno chcę to zobaczyć. Ta cała szarość w połączeniu z chaosem i dziwnością to może być niezła mieszanka. Aż mi zabrzmiała w uszach muzyka Sigur Rós.
M: Parafrazując słowa Jacka Podsiadło, z uniesień zostało ci uniesienie brwi, ze wzruszeń, wzruszenie ramion? Do diabła z tym. Przecież "można i w zimie stworzyć sobie maj".
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
15 komentarze:
Cicho tutaj i głucho tutaj i nie ma z kim podyskutowac. Ojejejej. Teksty dobre ale gdyby nie piąta woda po kisielu nikt by tu nie dotarl. Do Diego roczku !
Gw
Cytując Państwa "Tylko drogie Panie - nic się tu nie dzieje. Marketingu brak, sprzedaży brak, dużego partnera brak. Minęły czasy gdy tak się prowadziło blog i pokazywało go światu". Powyższy komentarz Państwa nie wnosi zatem nic nowego.
Dziewczyny, naprawdę? Przyznam ze jako osoba nie widziałem takiego stylu odpisywania na czyjąś uwage... Życzę więc powodzenia w budowaniu marki na fałszu. Z kulturą ma to niewiele wspólnego.
Grzegorz
Nie dodał sie moj poprzeni komentarz, więc napiszę ponownie. Nie widziałem dziewczyny takiego stylu odpisywania na czyjąś uwagę. Pozostaje mi życzyć tylko powodzenia, ale z kulturą to nie ma nic wspólnego.
Grzegorz
Jako osoba, napisałabym, że ciekawi mnie na jakim "fałszu" budujemy swoją "markę", ale tego pewnie też mi nie można, na swoim zresztą blogu, więc pozostaje mi życzyć również powodzenia. I nie "dziewczyny", bo zawsze wypowiadam się w swoim imieniu, więc jeśli już, to ja jestem niekulturalna.
To może warto założyć osobnego bloga? :) Kończąc, bo nie chcę byc znowu podejrzewany o cos [przejrzalem archiwum bloga - imponujące komentarze] powiem szczerze, ze jest to pewien fenomen - jak komentarze ja sa to zawsze w nich ktos sie kloci, a jak nie ma to cisza.
Saluti,
Grzegorz
Może warto w ogóle nie dyskutować z ludźmi, którzy zamiast argumentów działają na emocje. Amen.
Tak tak, Amen. To też jest znane już w sieci...
Bo to właśnie stylizacja była :)
Drogie Panie, sprawdźcie Google.
"Stylizacja" - - na studiach się nasłuchałysscie i teraz widzę sodówka. Z czytelnikiem nie podyskutują. Mysle ze to zachowanie juz jest ocenione poprzez brak komentarzy pod wpisami.
Nasłuchałyssmy się i interpretujemy tropy (to dopiero sodówka). O wpisie (jako tekście - metatekstowość (sodówka2, jasna rzecz), chętnie podyskutuję.
Drogie Autorki
Trochę pokory i kultury! "Anonimowy" powyżej wydaje się mieć rację, ponieważ teksty pisane są na dość dobrym poziomie i muszę przyznać ciekawym językiem, to to w jaki sposób panie traktują komentujących jest dla mnie niezrozumiałe. Ironia, sarkazm. Do czego ma to prowadzić? Zachęcić kogokolwiek?
Pogodnego czasu Świąt Bożego Narodzenia i do siego roku i tego czego tu brakuje.
Patrycja
"Ironia, sarkazm", dobre sobie (ironizując!), ale pojawiły się jedynie w ostatnim moim komentarzu i to w śladowych ilościach, więc przykro mi (ironizując!), ale to nieudany zarzut :(
A mnie to podsumowania tego bloga wystarczy brak jakichkolwiek życzeń na Boże Narodzenie. Kompletnie nic. Ani jednego mema na Facebooku, ani jednego, krotkiego wpisu tutaj. Wg mnie - wybaczcie, zero kultury.
Prześlij komentarz