piątek, 7 listopada 2014

Zagubieni

A: Stasiuk – ucieszyło mnie to nazwisko w spisie lektur. Jakiś czas temu przeniosłam się z nim do „Grochowa” i to było bardzo udane spotkanie. Miałam więc nadzieję, że w „Jadąc do Babadag” znajdę podobny urok… tymczasem, było zgoła inaczej. 

M: U mnie tak samo. Tyle, że ja zwątpiłam po piętnastu stronach, co właściwie mi się nie zdarza. Ale tutaj miałam pewność, że nie wydarzy się nic, co mnie zainteresuje, bo chyba można powiedzieć, że ta książka nie ma fabuły

A: Pierwsze, co rzuca się w oczy od pierwszych stron to jakiś rozgardiasz, jedno wielkie zamieszanie. Autor opowiada o swoich podróżach po Europie w totalnie niespójny sposób. Jakby wyrywał z pamięci skrawki wspomnień i spisując rozrzucał je gdzie popadnie. Przez to nie był w stanie przykuć mojej uwagi na więcej niż kilka linijek i momentalnie się rozpraszałam. Zgubić się tu można we wszystkim – począwszy od filozoficznych wykluczających się stwierdzeń, aż po miejsca. Właściwie nie wiadomo gdzie i kiedy Stasiuk jest i o którym państwie opowiada. To pewnie celowy zabieg, ale do mnie zupełnie nie trafia. 

M: Chaos. Przez te kilkanaście pierwszych stron zdążyłam już być w Żyrardowie, Pucku, Poznaniu i na Słowacji. Chyba. Bo jak wspomniałaś, ciężko stwierdzić, gdzie się jest. Filozoficzny język, trudny język. A liczyłam na taki, jak w „Grochowie”. Na chłopski rozum.

A: Gdzieś z tej plątaniny słów wyłowiłam cytat, który pojawiał się na kilku stronach w Internetach: „Piję kawę i wyobrażam sobie brzask gdzie indziej”. No właśnie, chciałabym czytając o tych innych kulturach, ciekawych ludziach i pięknych miejscach wyobrażać sobie brzask właśnie tam, z nimi. A tu wyobraźnia jest zupełnie nieruszona. 

M: Piękne zdanie. Stasiuk tęskni za miejscem, ale równie dobrze, w kontekście tego stwierdzenia, można tęsknić za kimś. 

A: Tylko, że to nie jest słaba książka. Nie zaprzyjaźniłam się z nią, bo być może jak Beksiński „jestem typem emocjonalnym. Interesują mnie wzruszenia”, a „Jadąc do Babadag” to lektura bardziej intelektualna niż emocjonalna. Wydaje się nudna, mało żywa i bezpłciowa, a przy tym przesycona trudnymi nazwami, zawiłymi sformułowaniami i metaforami. Nie zmienia to jednak faktu, że Stasiuk jest na pewno świetnym obserwatorem. No cóż, będę więc chyba dalej próbować z jego książkami. Może jeszcze któraś okaże się ujmująca. 

M: Stasiuk uwielbia wspominać. Dogadalibyście się.


0 komentarze:

Prześlij komentarz