środa, 20 sierpnia 2014
M: Mam na imię Monika i nie jestem kinomanką. Jego imię to Khan i nie jest terrorystą. Poznaliśmy się dawno temu, w moim krakowskim pokoju, nocą.
A: Cześć Monika, cześć Khan, jestem Asia. Monikę znam, a Khana jeszcze nie, ale może już niedługo się poznamy.
M: Stany Zjednoczone. Lotnisko. Jest po wydarzeniach z 11 września 2001 roku. Mężczyzna stojący w kolejce do odprawy mamrocze modlitwę po arabsku. Zostaje zatrzymany przez ochronę i przeszukany. Tak rozpoczyna się film „My name is Khan”.
A: Zaczyna się ciekawie….
M: „Ludzie dzielą się na dobrych i złych. Inny podział nie istnieje. Tylko to”. Taką lekcję od matki dostaje mały Khan. Zdaje się, że dobrze odrabia pracę domową – jako dorosły muzułmanin poślubia hinduskę. Pośrednio to wydarzenie staje się przyczyną wielkiego nieszczęścia. Khan ma zespół Aspergera. Wszystko odbiera dosłownie, nie potrafi wyrazić uczuć i nie umie kłamać. Jego nieporadność, chociażby wtedy, gdy podczas nocy poślubnej siedzi bezczynnie na łóżku ze swoją żoną, jest urzekająca. W ogóle cały jest cudowny.
A: Brzmi coraz bardziej interesująco. Tak egzotycznie. Zobaczę ten film. Monia, chcesz go ze mną obejrzeć?
M: Chcę! W podstawówkowych pele-mele, jednym z pytań było zazwyczaj – gdybyś nie był sobą, to kim chciałbyś być? Dziś mogę świadomie odpowiedzieć – chciałabym być Mandirą albo inaczej – chciałabym być taka jak Mandira, żona Khana. Jaka jest Mandira? Piękna, ale nie tylko fizycznie, ale i wewnętrznie. Wyrozumiałość i troska jaką obdarowuje Khana jest ujmująca.
A: Czyżby to jedna z ciekawych kobiecych postaci, o których ostatnio pisałyśmy, że ciężko taką znaleźć?
M: Dla Ciebie może być zbyt zwyczajna. „My name is Khan” to dramat, romans ale i bollywood z mnóstwem dowcipnych scen. A o czym? Gdy tylko zadałam sobie to pytanie w uszach zabrzmiał fragment piosenki „Kochany bracie, kochana siostro”, mianowicie: „Gdziekolwiek jesteś, skądkolwiek przyjdziesz, na jakiejkolwiek spotkam cię drodze, zawsze otwarte moje ramiona – przygarną ciebie”. Tak, to film o szerzeniu miłości, ale nie tylko. Wierzcie mi na słowo, że tematycznie jest mi bardzo bliski. Oczywiście, że oglądając płakałam jak bóbr.
A: To może już niedługo popłaczemy razem.
M: Terroryzm nie ma religii. Tym stwierdzeniem kończę „recenzję”, w której jest tylko ciutka tego, co chciałam powiedzieć o „My name is Khan”. Więcej nie potrafię.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
7 komentarze:
Witamy ponownie! :)
Serdecznosci największe i dzieki za tę recenzję. Z pewnoscia obejrzymy!
Ja się tylko zastanawiam, po co wam twitter, skoro z niego w ogóle nie korzystacie. A tak wam podpowiem, że konta na twitterze i FB można ze sobą powiązać tak, że to, co napiszecie na T będzie widoczne na FB i nie musicie dwa razy tej samej treści pisać, a dwie społecznościówki są ogarnięte, a ludzie poinformowani.. np o tym, że na blogu pojawiła się nowa notka :P Bo z T się raczej nie dowiedzą :P
Nie wiem kto pisał poprzedni komentarz, bo tutaj się chyba ludzie boją podpisywać prawdziwymi danymi żeby nie zostali uznani za złych, ale 100 procent racji należy przyznac. Nigdzie nic o tym blogu nie ma. Nie ma na grupach poswiecionych blogom na facebooku, nie ma interakcji z żywą osobą na Twitterze - blog widmo, treści nawet jeśli dobre - bezcelowe. Szkoda.
Zastanawiać się możesz do woli. Potrafimy powiązać Twittera z Facebookiem (nie trafiłeś z podpowiedzią). "bo tutaj się chyba ludzie boją podpisywać prawdziwymi danymi żeby nie zostali uznani za złych" - moje zdanie na temat niepodpisywania się wyraziłam w poście niżej (zapraszam) i na pewno nie było ono takie, jak zareprezentowałeś teraz. Poza tym Twitter to nie pępek świata, a autorki widzą cel w prowadzeniu tego bloga.
Dodam jeszcze od siebie, że skoro jednak trafiłeś na ten blog, to chyba nie jest aż tak źle. Poza tym wszystko w swoim czasie - póki co funkcjonuje fanpage na Facebooku i spokojnie można tam z nami się komunikować, więc "interakcja z żywą osobą" jest możliwa. Nad resztą będziemy powoli pracować, a na razie skupiamy się na treściach.
Fakty: nikt nie powiedział, że Twitter jest zbędny. Nie chcemy niczego "sprzedawać", nie oczekujemy ogromnego odźwięku. Główny kanał społecznościowy mediów na świecie - dobrze powiedziane, ponieważ zwyczajni użytkownicy (osoby prywatne) zazwyczaj nie korzystają z Twittera, który jest raczej domeną osób na wysokich stanowiskach państwowych/kościelnych. Skoro ktoś Ci polecił tutaj wejść, to znaczy, że ludzie o nas wiedzą. Przypominamy, że komentarze powinny dotyczyć treści posta, a nie niewykorzystanego potencjału i prywatnych spraw.
"Osób na wysokich stanowiskach państwowych/kościelnych." - fakt, taka osoba mi poleciła. :) Natomiast to tak wielkie uogólnienie, że pozostaje wierzyć, że kiedyś mimo wszystko Was zobaczymy na Twitterze. Zwykli zjadacze chleba, ktorym on pomaga w zyciu tego potrzebuja. trzymajcie sie.
Prześlij komentarz