czwartek, 9 października 2014

Byle nie wspaniale (Aldous Huxley - Nowy wspaniały świat)

A: Antyutopie przerażają mnie bardziej niż horrory. Serio. Po lekturze „1984” na dobre kilka minut zastygłam w bezruchu i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Kiedyś do niej na pewno wrócę, a tymczasem zabrałam się za „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya.

M: Byłam raz na takim antyutopijnym spektaklu, ale niewiele z niego zrozumiałam. Wstyd się przyznać, ale „1984” nie czytałam, choć oczywiście, mniej lub więcej, wiem, o co tam chodzi.

A: To zupełnie inna wizja przyszłości niż u Orwella, choć w paru punktach są zgodni. Przede wszystkim u obydwu dominuje brak wolności. U Huxleya nie objawia się jednak pełną kontrolą Wielkiego Brata, ale byciem uwarunkowanym na odpowiednie reakcje. Świat wydaje się idealnie zorganizowany, całkowicie stabilny – ludzie nie starzeją się, nie chorują, nie czują bólu i pragnienia. To jest jednak najbardziej przerażające – oni działają jak automaty. Wszystko mają ustawione biologicznie. To, co stare jest zakazane, to co nam wydaje się normalnością – pogardzane i wyśmiewane. 

M: A czy się kochają? Czy zachodzą między nimi jakiekolwiek relacje? I co oznacza stwierdzenie – to, co stare, jest zakazane albo może – co stare, jest uznawane za zakazane?

A: Relacje są, ale bardzo powierzchowne. Miłość i wierność na wyłączność są nieodpowiednie, a w dobrym guście jest ciągle zmieniać partnerów. To co stare czyli dla nich np. wychowywanie dziecka przez rodziców, zamiast produkowania go. Na początku ciężko było mi wbić się w język pełen biologicznych, chemicznych, technicznych nazw i szczegółów. Niemniej to one właśnie dowodzą jak kompletne wyobrażenie świata miał Huxley. Powoli poznajemy bohaterów, obserwujemy ich pochłonięcie przez system, ale też i wątpliwości. 

M: Mają jakieś wątpliwości, czyli nie jest tragicznie. Przestraszyłam się języka, o którym mówisz i powoli do mnie zaczyna docierać, że to science-fiction, tak lubiane przeze mnie, jak szpinak przez dzieci. 

A: Hm, nie nazwałabym tego tradycyjnym science-fiction, za którym sama zresztą nie przepadam. Nie będę jednak więcej pisać, żeby nie zdradzić zbyt wiele szczegółów, ale uwierzcie, że warto zmierzyć się z tą książką. Choćby po to, by skonfrontować, czy na pewno naszej rzeczywistości wiele jeszcze brakuje do tego, by stać się „nowym, wspaniałym światem”. 

M: Oby naszej rzeczywistości, w kontekście tej książki, brakowało jak najwięcej do „wspaniałego” świata.


2 komentarze:

Anonimowy pisze...

No no ... blondynki piszą (kto by pomyślał) całkiem z sensem :-)
Buziaki w stopki miłe dziewczyny.
Będę tu od czasu do czasu zaglądać (o ile rzecz jasna) nie będę mieć nic ciekawszego do roboty :-)
Pozdrawiam WMT

Procent pisze...

Lektury obu książek ("Nowego..." oraz "Roku 1984") mam za sobą i muszę przyznać, że znacznie większe wrażenie na mnie wywarła antyutopia Huxley'a. Z dzisiejszej perspektywy, to nie perspektywa globalnego reżimu totalitarnego przesiąkniętego kłamstwem, lecz wizja społeczeństwa zaprojektowanego i warunkowego genetycznie, w którym bohaterowie ostatecznie okazują się walczyć o "prawo do bycia nieszczęśliwymi" wydaje się bardziej niepokojąca, a zarazem prawdopodobna...

Prześlij komentarz