niedziela, 5 października 2014
M: „Tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono”, pisała Szymborska blisko sześćdziesiąt lat temu. Dla Marii Peszek to „sprawdzanie” przejawia się w obowiązku wyborczym, płaceniu za bilet i abonament. „Gdyby była wojna, byłabym spokojna…”, nuci, na szczęście bez konsekwencji. Bzdura, droga Mario. Tych, którzy dorastali w wojnie, sprawdziło najbardziej, tak myślę.
A: Racja, pewnie sporo się o sobie dowiedzieli. I chyba nawet nie tylko o sobie, bo w takich sytuacjach granicznych całe patrzenie się jakoś zmienia i wszystko inaczej postrzega…
M: Miasto 44. Recenzenci mnożą błędy, jakich się dopatrzyli. Komuś udało znaleźć się ich... 44. „Rana po ciosie batem goi się dwa dni, nie zostawiając blizny. Mimo tego, że walki trwają już od kilku dni – mężczyźni nie mają zarostów, a kobiety mają idealnie gładkie nogi. Makijaż się nie rozmazuje, nawet podczas walki”. Takie (i jeszcze głupsze) argumenty wylicza osoba, która film poleca jedynie „gimbazie”, zarówno metrykalnej jak i umysłowej, nie mając świadomości, że sama pod tę „umysłową gimbazę” świetnie się nadaje (myślę kategoriami recenzentki, nie chcę obrażać gimnazjalistów, których zresztą się generalizuje). Ale już nieważne.
A: Kiedy pokazywałaś mi fragmenty recenzji, którą cytujesz mówiłam, że podoba mi się czasem cięty język i zadziorność w komentowaniu, ale zdecydowanie nie ma w tym chodzić o czepianie się dla czepiania, co tutaj jednak trochę przebija. Aczkolwiek filmu nie widziałam, więc ciężko mi to ocenić w ogólnym kontekście.
M: "Film opowiada historię młodego chłopaka, Stefana Zawadzkiego. (...) Ten scenariusz to przede wszystkim uczuciowy trójkąt. Chłopak nazywa się Stefan, dziewczyny Kama i Biedronka. Obserwujemy, co się dzieje z nimi i z ich przyjaciółmi przy zgrupowaniu „Radosław”, które ruszyło z Woli, a potem przeszło przez miasto i skończyło działania na Czerniakowie". Nie zgodzę się, że jest to film o miłości w czasach apokalipsy, chyba, że bardzo cichej i nieskazitelnej. Wszyscy, jak rzep psiego ogona, uczepili się dwóch scen – pocałunku w zwolnionym tempie na linii ognia wroga i sceny erotycznej w rytmach dubstepu. Niektórzy przebąkują jeszcze o natknięciu się na siebie nagiego Stefana i nagiej Biedronki w saunie. Nawet jeśli było to średnie (a może słabe), nie jest najważniejsze.
A: Skupienie się na tych scenach, to chyba straszne spłaszczanie, bo nawet jeśli było to wyeksponowane (było?) to na pewno miało jakiś cel. Choćby pokazanie, że tam się też chciało żyć normalnie…
M: Było bardzo mocno i chyba przez to całe zamieszanie (a nie przez fakt, że te sceny w ogóle zostały pokazane). Biedronka jest fenomenalna. Ze świecą szukać takich dziewcząt, naprawdę. Stefan, od momentu, w którym jest świadkiem śmierci matki i brata, staje się właściwie martwy. Dokonuje dziwnych wyborów, ale „tyle o sobie wiemy…”. No właśnie. Nie wierzę, że bohaterowie tylko dla ładnych panienek poszli do konspiracji i walczyli za miasto i ojczyznę. Żaden to zarzut, że tańczyli wieczorami i palili papierosy. Chcieli normalnie żyć, ładnie wyglądać i dobrze się bawić. Przez wojnę stracili dużo za dużo. I nic im tego nie było w stanie zwrócić.
A: Takie motywy działania byłyby co najmniej dziwne. Na pewno stało za nim dużo dużo więcej. A pokazanie w filmie życia bohaterów poza walkami to coś co mnie wyjątkowo zachęca do jego obejrzenia.
M: O efektach specjalnych nie powiem, bo się nie znam. Robiły wrażenie, to z pewnością. Zabici, poszkodowani w szpitalach, ukrywani Żydzi, kanały, stosy ciał, egzekucje też robiły wrażenie, tyle, że zupełnie inne. W „Zdążyć przed Panem Bogiem” Marek Edelman zastanawia się czy „(…) może zrobić jeszcze wrażenie na kimś – jeden spalony chłopak po czterystu tysiącach spalonych?”. Egzekucja kilkunastu osób pod ścianą, w tym matki i brata Stefana, bolały mnie bardziej niż stosy ciał po skończonym powstaniu.
A: Był taki wiersz… nie pamiętam go dokładnie, ale utkwiło mi w pamięci, bo właśnie o to w nim chodziło, że jeden bliski przypadek boli bardziej niż masa. Z tego, co kojarzę podmiot liryczny zwrócił tam uwagę na jeden dziecięcy bucik. Nie wiesz może o co mi chodzi?
M: Niestety nie. Gatunkowo „Miasto 44” to dramat i film wojenny, w takim razie o ile fabularnie można mu coś zarzucić, łatwo obalić argument, że niewiele historycznie wnosi. Nie sugerowałabym się opiniami innych. Najlepiej sprawdzić na własnej skórze, przynajmniej ten film.
M: "Film opowiada historię młodego chłopaka, Stefana Zawadzkiego. (...) Ten scenariusz to przede wszystkim uczuciowy trójkąt. Chłopak nazywa się Stefan, dziewczyny Kama i Biedronka. Obserwujemy, co się dzieje z nimi i z ich przyjaciółmi przy zgrupowaniu „Radosław”, które ruszyło z Woli, a potem przeszło przez miasto i skończyło działania na Czerniakowie". Nie zgodzę się, że jest to film o miłości w czasach apokalipsy, chyba, że bardzo cichej i nieskazitelnej. Wszyscy, jak rzep psiego ogona, uczepili się dwóch scen – pocałunku w zwolnionym tempie na linii ognia wroga i sceny erotycznej w rytmach dubstepu. Niektórzy przebąkują jeszcze o natknięciu się na siebie nagiego Stefana i nagiej Biedronki w saunie. Nawet jeśli było to średnie (a może słabe), nie jest najważniejsze.
A: Skupienie się na tych scenach, to chyba straszne spłaszczanie, bo nawet jeśli było to wyeksponowane (było?) to na pewno miało jakiś cel. Choćby pokazanie, że tam się też chciało żyć normalnie…
M: Było bardzo mocno i chyba przez to całe zamieszanie (a nie przez fakt, że te sceny w ogóle zostały pokazane). Biedronka jest fenomenalna. Ze świecą szukać takich dziewcząt, naprawdę. Stefan, od momentu, w którym jest świadkiem śmierci matki i brata, staje się właściwie martwy. Dokonuje dziwnych wyborów, ale „tyle o sobie wiemy…”. No właśnie. Nie wierzę, że bohaterowie tylko dla ładnych panienek poszli do konspiracji i walczyli za miasto i ojczyznę. Żaden to zarzut, że tańczyli wieczorami i palili papierosy. Chcieli normalnie żyć, ładnie wyglądać i dobrze się bawić. Przez wojnę stracili dużo za dużo. I nic im tego nie było w stanie zwrócić.
A: Takie motywy działania byłyby co najmniej dziwne. Na pewno stało za nim dużo dużo więcej. A pokazanie w filmie życia bohaterów poza walkami to coś co mnie wyjątkowo zachęca do jego obejrzenia.
M: O efektach specjalnych nie powiem, bo się nie znam. Robiły wrażenie, to z pewnością. Zabici, poszkodowani w szpitalach, ukrywani Żydzi, kanały, stosy ciał, egzekucje też robiły wrażenie, tyle, że zupełnie inne. W „Zdążyć przed Panem Bogiem” Marek Edelman zastanawia się czy „(…) może zrobić jeszcze wrażenie na kimś – jeden spalony chłopak po czterystu tysiącach spalonych?”. Egzekucja kilkunastu osób pod ścianą, w tym matki i brata Stefana, bolały mnie bardziej niż stosy ciał po skończonym powstaniu.
A: Był taki wiersz… nie pamiętam go dokładnie, ale utkwiło mi w pamięci, bo właśnie o to w nim chodziło, że jeden bliski przypadek boli bardziej niż masa. Z tego, co kojarzę podmiot liryczny zwrócił tam uwagę na jeden dziecięcy bucik. Nie wiesz może o co mi chodzi?
M: Niestety nie. Gatunkowo „Miasto 44” to dramat i film wojenny, w takim razie o ile fabularnie można mu coś zarzucić, łatwo obalić argument, że niewiele historycznie wnosi. Nie sugerowałabym się opiniami innych. Najlepiej sprawdzić na własnej skórze, przynajmniej ten film.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz