czwartek, 3 lipca 2014
A: Siadam pod bujanym fotelem na którym zasypia starszy pan z długą, siwą brodą i nieśmiało pytam „Dziadku opowiesz mi coś?”. Tak mogłabym opisać moje spotkanie z „Wichrami Smoczogór” Wita Szostaka.
M: Zapowiada się i dobrze i źle. Lubię, kiedy mój dziadek – parafrazując – opowiada starodawne dzieje, mimo że dotyczą głównie wojny. Niestety tytuł książki od razu zniechęca. Nie znoszę fantasy.
A: Ja za to fantasy lubię i moje oczekiwania były wysokie. Naczytałam się w recenzjach o podobieństwie do Tolkiena, pięknych opisach przyrody i nawiązaniach do tradycji góralskiej… No cóż, prędzej czy później, musiałam po tę książkę sięgnąć. Nastawiłam się na przesiąkniętą magią opowieść… dostałam nawet coś więcej – baśń wyśpiewaną. Bo cała ta książka jest jak pieśń. Ciągle jeszcze grają mi w uszach dudy, skrzypki i lira.
M: Tolkien. Zostałam skazana na czytanie Hobbita trzykrotnie. Skazana to dobre słowo. Opisy przyrody to coś, co zwykle omijam w książkach. Jedynie nawiązania do tradycji góralskiej dają jeszcze nadzieję.
A: Czytając Wichry czułam się jak jeden z bohaterów – badacz, który przemierza Smoczogóry z ich rodowitymi mieszkańcami, poznaje legendy, odkrywa sekrety i uczy się nie tylko o tym, jak zbudowany jest świat wokół niego, ale też o sobie. Naukowiec obeznany z opasłymi tomiskami największą wiedzę odnajduje w prostocie ludzi gór, tajemniczej filozofii, pieśniach i opowieściach, w które ciężko wierzyć… Akcja może nie jest szczególnie porywająca. Do książki przyciąga za to pięknie zbudowany świat i język przenoszący czytelnika do góralskich chat i na „szczyty smagane wichrami”.
M: Zdecydowanie nie mój klimat. Zamykam się na klucz przed tego typu książkami. Nie pukać!
A: Jak nie drzwiami to oknem! Powieść Szostaka to baśń filozoficzna oparta na motywie zderzenia tego, co stare z tym, co nowe. Stawia pytania i wiele z nich zostawia bez odpowiedzi. „Zamiast prowadzić do celu, tylko wskazuje drogę”. Tą ścieżką może być właśnie tradycja, interpretacja ludowych podań i legend, albo własna dróżka wydeptana między metaforami.
M: Dlaczego niektórzy mylą bajkę z baśnią i używają tych pojęć zamiennie, jako synonimów? To trochę niefajne.
A: No racja, to spore uproszczenie, a przecież te gatunki niewiele mają ze sobą wspólnego. A co do Wichrów to dziwne, ale ta książka ma właściwie prawie wszystkie predyspozycje, żeby trafić do grona moich ulubionych, a jednak w nich nie wylądowała. Czegoś zabrakło. Zaliczam tam zazwyczaj takie, które oprócz tego, że urzekną mnie formą i treścią mają też coś, co ciężko ująć, a co wytwarza taką szczególną więź. Tutaj dużo mi się podobało i sporo jest mi bliskie, ale więzi jakoś nie ma…
M: Nie ma więzi? W takim razie dzieło nie jest utworem w rozumieniu ustawy Prawo autorskie!
A: Kończąc – C. S. Lewis powiedział kiedyś: "Któregoś dnia będziesz stary wystarczająco by znowu zacząć czytać baśnie". Nie wiem czy jestem wystarczająca stara, ale baśnie uwielbiam, a Wichry Smoczogór to na pewno baśń wyjątkowa.
M: Czyli starość szybko mi nie grozi. Pocieszające.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz